#1
Wojciech
Wchodzę na salę pooperacyjną,
gdzie leży Nina. Wydaje się taka malutka i bezbronna, gdy tonie w
szpitalnej pościeli. Popodpinana tysiącami rureczek i kabelków do
urządzeń, walczy o swoje życie. Pielęgniarka widząc kryjące się
w moich oczach pytanie, pozwala mi przy niej posiedzieć.
- Cześć, Słonko. - Chwytam jej
delikatną i bezwładną dłoń. - Wiesz, tam za szybą są wszyscy
nasi najbliżsi. Nawet moi rodzice przyjechali. Od wczoraj nie mogłem
się tu do ciebie dostać. Lekarze twierdzą, że te dwadzieścia
cztery godziny były decydujące. - Kontynuuję swój monolog gładząc
kciukiem wnętrze jej dłoni. - Agata już się wybudziła. Pytała o
ciebie. Andrzej z Karolem na zmianę przy mnie siedzą. Ale nie dałem
im się zawlec do domu. Trener pozwolił im zostać tu parę dni.
Cała drużyna jest z tobą myślami. Zati był nie pocieszony, że
niczego wcześniej nie wiedział. Ale Kłos mu wszystko wyjaśnił.
Nie zostawiaj mnie tu samego... - Szepczę przyciskając do ust jej
drobną rączkę.
Bez słowa wpatruję się z nią,
starając się zapamiętać szczegóły jej twarzy. Każdy milimetr
zapisuję w sercu. Boję się...
- Przepraszam. - Czuję jak ktoś
szturcha mnie w ramię. - Powinien pan iść do domu odpocząć. -
Pielęgniarka delikatnie się uśmiecha.
Początkowo nie chcę się
zgodzić, ale za szklanymi drzwiami dostrzegam Andrzeja z
zaciśniętymi w wąską linię ustami.
- Martwią się też o pana. -
Dodaje kobieta.
Z westchnieniem opuszczam salę.
Pozwalam zabrać się do domu. Od ponad doby nie spałem. Niby nie
dużo, ale mój organizm to czuje. Ledwo przykładam głowę do
poduszki odpływam.
Nina
Czuję obecność Wojtka obok
siebie. Wiem, że do mnie mówi. Opowiada mi o wszystkim, co dzieje
się każdego dnia. I tak już tydzień. Agata też tu zagląda.
Rodzice z Szymonem spędzają u mnie wolne chwile. Wojciech znika
tylko na parę godzin. Głównie wtedy, gdy ktoś inny jest przy
mnie. Czuję to wszystko, mimo że nie widzę.
- Wojtek wreszcie poszedł do
domu. - To Aga. - Strasznie zmarniał ostatnio. Mało śpi i je.
Prawie cały czas spędza przy tobie. Jest taki wytrwały. Wiesz
siostrzyczko, on cię kocha nad życie. Zresztą, tak jak i my.
Szymon przybiega do ciebie zaraz po pracy. Rodzice również. Sami
mówili, że woleliby tu być cały czas, ale Wojciech prosił ich,
aby żyli normalnie. Czekam aż się obudzisz. Tęsknię za tobą,
siostra.
Wiem, że jej monolog trwa
nadal. Wychodzi dopiero, gdy zjawia się Włodarczyk.
- Cześć, Kochanie. - Odzywa
się. - Tęsknię za tobą, wiesz? Tak strasznie budzić mi się ze
świadomością, że ciebie nie ma obok. Wróć do mnie... Prędko
niech tu przyjdzie lekarz! - To pewnie nie jest skierowane do mnie.
- Niech pan do niej mówi. -
Jakiś obcy głos odbija się echem po pomieszczeniu.
- Ninuś, wiem, że zawsze
marzyłaś o domu z ogródkiem i dzieciach. To wszystko możemy
jeszcze osiągnąć, jeśli się nie poddasz. Wyniki ostatnio ci się
poprawiały. Wprawdzie nie dużo, ale były lepsze. Wiesz, co to
oznacza? Że zdarzy się cud i wyzdrowiejesz. - Trzyma moją dłoń
tuż przy ustach. Słyszę go wyraźnie. Ciężko mi otworzyć oczy.
- Nina, kocham cię nad życie...
- Ja... Też... Cię... Kocham. -
Lekko podnoszę powieki i ściskam jego dłoń.
Spoglądam na niego ułamki
sekund. Potem świat wiruje. Jakieś urządzenie przeciągle piszczy.
Nagle czuję się lekka i słyszę jak ktoś mnie woła.
- Ninka, dziecinko. - Otaczają
mnie ramiona mojej ukochanej babci, Stasi. - Nie rozumiem dlaczego
właśnie ciebie to spotkało.
- Babciu... - Przytulam się do
niej.
- Masz jeszcze szansę spojrzeć
na dół. Walczą o ciebie. - Mówi.
Stąpam delikatnie. Moje stopy
prawie nie dotykają podłoża. Znów znajduję się w tej sali. Tym
razem jednak obserwuję wszystko z boku. Na łóżku leży drobna
postać, prawie w ogóle nie podobna do mnie. Wojtkowi najwidoczniej
kazali wyjść na korytarz, ponieważ nie widzę go wśród
zgromadzonych osób. Urządzenie nadal piszczy. Lekarz za wszelką
cenę usiłuje przywrócić akcję serca. Nie trudź się już,
szepczę przechodząc obok niego. Wykonuje jeszcze 30 uciśnięć
klatki piersiowej. Potem przestaje.
- Czas zgonu 12:34.
Wypełniają jakieś papiery,
odłączają kabelki. Na świecie jestem tylko ciałem.
- Proszę mnie wpuścić!! -
Krzyczy Wojtek.
Przedziera się przez gąszcz
lekarzy i pielęgniarek. Jest zdeterminowany. Zbyt długo czekał na
zewnątrz bez wieści.
- Nic nie mogliśmy zrobić... -
Mówi doktor, gdy Wojciech spogląda na niego z przerażeniem w
oczach.
- Nie... To jakiś zły sen. Ja
się zaraz obudzę. Prawda? - Łza spływa po jego policzku. - Nina!
Proszę! Nina, nie zostawiaj mnie! Nie możesz mnie zostawić,
słyszysz. Kocham cię! Nina! - Krzyczy. - Nina... Ninka... -
Szlocha.
Stoję obok niego i gładzę go
po głowie. Choć tego nie usłyszy, szepczę mu, że nigdy go nie
opuszczę i zawsze będę obok. Życzę mu, żeby był szczęśliwy i
poukładał sobie życie. Wychodzi na korytarz. Jestem o krok od
niego. Nic nie musi mówić. Wszyscy zalewają się łzami, a jego
mama mocno go obejmuje. Dziękuję, że wszyscy są obok niego.
Trzy dni później, w kaplicy
zbierają się nasi najbliżsi. Przybył nawet ksiądz, którego
spotkaliśmy nad morzem. Przed uroczystością długo rozmawia z
Wojtkiem. Nie przysłuchuję się, obserwuję to jedynie z
odległości. Podchodzę bliżej dopiero na cmentarzu. Wojciech
zasłania oczy ciemnymi okularami. Tuż obok niego stoją Karol z
Andrzejem. Jednak przed nimi znajduje się moja najbliższa rodzina.
Mama z tatą mają spuchnięte od płaczu oczy. Agata nie ukrywa łez.
Cały czas podtrzymuje ją równie zmartwiony Daniel. Szymon z kolei
wygląda jakby zaraz miał się rozpaść na kawałeczki.
Kilkanaście minut później
rzucają już grudki ziemi do wykopanego dołu. Wszyscy podchodzą i
składają wyrazy współczucia. Opuszczają cmentarz pojedynczo.
Tylko Wojtek stoi jak stał. Wrona z Kłosem wycofali się o parę
kroków. Zostawiają go tam samego. Podchodzę do niego. Jestem tuż
obok. Włodarczyk zdejmuje okulary. Teraz rozumiem, dlaczego ma je na
nosie cały czas. Jego oczy są czerwone i opuchnięte od płaczu, a
pod nimi rozciągają się wyraźne cienie.
- Wiesz, że teraz straciłem
cały sens życia? - Pyta spoglądając na wykopany w ziemi dół. -
Byłaś moją motywacją. Dzięki tobie poczułem, co to szczęście.
Cały czas łudziłem się, że zdarzy się cud i wyzdrowiejesz.
Marzyłem o tym, że będę patrzeć razem z tobą jak rosną nasze
dzieci. A teraz co? Bez ciebie nic nie ma sensu. Wszystko jest szare.
Nina, dlaczego mnie opuściłaś?
Choć tego nie poczuje,
przytulam go. Jest silny i da sobie radę. Wierzę w jego siłę.
Przyjaciele widząc, że powoli się rozkleja niemal siłą wyciągają
go poza ogrodzenie. Teraz mogę już wrócić do babci i obserwować
wszystko z góry.
Parę dni później zauważam,
że Wojciech jest jeszcze bardziej zmartwiony. Nie wpuszcza nikogo do
domu, sam też nigdzie nie wychodzi. Robi się z niego cień
człowieka. Dlatego też postanawiam go odwiedzić we śnie.
Cierpliwie tłumaczę mu, że tak musiało być. A teraz musi się
pozbierać i zacząć żyć od nowa. Wkrótce zacznie się sezon i
jego forma musi być jak najlepsza. Chyba przynosi to efekty, bo już
następnego dnia wychodzi z domu. Kolejne tygodnie poświęca na
budowanie formy. Hala staje się jego drugim domem. Przynajmniej nie
myśli i pozwala mu to na pozbieranie się.
Jego załamanie powraca wraz z
dniem Wszystkich Świętych. Znów jego oczy zachodzą łzami. Ciężko
mi na to patrzeć. Tym bardziej, że nie mogę go pocieszyć w żaden
sposób. Wieczorem zjawia się też Agata z Danielem. Często
opowiada mi o tym, co u niej. Tym razem łzy rozpaczy mieszają się
u niej ze łzami szczęścia. Daniel jej się oświadczył. Planują
wspólną przyszłość. Cieszymy się z babcią. Zasługuje na to.
Życie całej mojej rodziny
powoli wraca na właściwe tory. W zasadzie minął już ziemski rok,
odkąd odeszłam. Wojtek w żaden sposób nie pozwala sobie pomóc.
Nie chce zapomnieć. Często przychodzi na cmentarz i przy nagrobku
opowiada o tym, co czuje. Za każdym razem zarzeka się, że już
nikogo nie pokocha.
Cały czas jest blisko z moją
rodziną. Bardzo często spotyka się z Szymonem lub Agatą. Nie chcą
stracić kontaktu. W końcu stali się najlepszymi przyjaciółmi.
Razem z babcią Stasią cieszymy się szczęściem Agaty w dniu jej
ślubu, który odbywa się latem następnego roku. Kolejne lato Aga i
Daniel spędzają już ze swoim dzieckiem. Wojciech jest ojcem
chrzestnym. To on zaproponował imię dla córeczki mojej siostry.
Agata bała się wymówić na głos jaki pomysł chodzi jej po
głowie, a Wojtek ją w tym wyręczył.
- I wiesz... Za każdym razem
mówię, że nikogo nie pokocham. Myliłem się jednak. Mała Ninka
podbiła moje serce. - Opowiada Włodarczyk składając białą różę
na granitowym nagrobku. - Szkoda, że nie możesz jej wziąć na
ręce. Zakochałabyś się w niej od pierwszego wejrzenia, jak ja...
Kochanie, mam nadzieję, że twoja podróż zakończyła się w
raju...
#2
Wojciech
Wchodzę na salę pooperacyjną,
gdzie leży Nina. Wydaje się taka malutka i bezbronna, gdy tonie w
szpitalnej pościeli. Popodpinana tysiącami rureczek i kabelków do
urządzeń, walczy o swoje życie. Pielęgniarka widząc kryjące się
w moich oczach pytanie, pozwala mi przy niej posiedzieć.
- Cześć, Słonko. - Chwytam jej
delikatną i bezwładną dłoń. - Wiesz, tam za szybą są wszyscy
nasi najbliżsi. Nawet moi rodzice przyjechali. Od wczoraj nie mogłem
się tu do ciebie dostać. Lekarze twierdzą, że te dwadzieścia
cztery godziny były decydujące. - Kontynuuję swój monolog gładząc
kciukiem wnętrze jej dłoni. - Agata już się wybudziła. Pytała o
ciebie. Andrzej z Karolem na zmianę przy mnie siedzą. Ale nie dałem
im się zawlec do domu. Trener pozwolił im zostać tu parę dni.
Cała drużyna jest z tobą myślami. Zati był nie pocieszony, że
niczego wcześniej nie wiedział. Ale Kłos mu wszystko wyjaśnił.
Nie zostawiaj mnie tu samego... - Szepczę przyciskając do ust jej
drobną rączkę.
Bez słowa wpatruję się z nią,
starając się zapamiętać szczegóły jej twarzy. Każdy milimetr
zapisuję w sercu. Boję się...
- Przepraszam. - Czuję jak ktoś
szturcha mnie w ramię. - Powinien pan iść do domu odpocząć. -
Pielęgniarka delikatnie się uśmiecha.
Początkowo nie chcę się
zgodzić, ale za szklanymi drzwiami dostrzegam Andrzeja z
zaciśniętymi w wąską linię ustami.
- Martwią się też o pana. -
Dodaje kobieta.
Z westchnieniem opuszczam salę.
Pozwalam zabrać się do domu. Od ponad doby nie spałem. Niby nie
dużo, ale mój organizm to czuje. Ledwo przykładam głowę do
poduszki odpływam.
Nina
Czuję obecność Wojtka obok
siebie. Wiem, że do mnie mówi. Opowiada mi o wszystkim, co dzieje
się każdego dnia. I tak już tydzień. Agata też tu zagląda.
Rodzice z Szymonem spędzają u mnie wolne chwile. Wojciech znika
tylko na parę godzin. Głównie wtedy, gdy ktoś inny jest przy
mnie. Czuję to wszystko, mimo że nie widzę.
- Wojtek wreszcie poszedł do
domu. - To Aga. - Strasznie zmarniał ostatnio. Mało śpi i je.
Prawie cały czas spędza przy tobie. Jest taki wytrwały. Wiesz
siostrzyczko, on cię kocha nad życie. Zresztą, tak jak i my.
Szymon przybiega do ciebie zaraz po pracy. Rodzice również. Sami
mówili, że woleliby tu być cały czas, ale Wojciech prosił ich,
aby żyli normalnie. Czekam aż się obudzisz. Tęsknię za tobą,
siostra.
Wiem, że jej monolog trwa
nadal. Wychodzi dopiero, gdy zjawia się Włodarczyk.
- Cześć, Kochanie. - Odzywa
się. - Tęsknię za tobą, wiesz? Tak strasznie budzić mi się ze
świadomością, że ciebie nie ma obok. Wróć do mnie... Prędko
niech tu przyjdzie lekarz! - To pewnie nie jest skierowane do mnie.
- Niech pan do niej mówi. -
Jakiś obcy głos odbija się echem po pomieszczeniu.
- Ninuś, wiem, że zawsze
marzyłaś o domu z ogródkiem i dzieciach. To wszystko możemy
jeszcze osiągnąć, jeśli się nie poddasz. Wyniki ostatnio ci się
poprawiały. Wprawdzie nie dużo, ale były lepsze. Wiesz, co to
oznacza? Że zdarzy się cud i wyzdrowiejesz. - Trzyma moją dłoń
tuż przy ustach. Słyszę go wyraźnie. Ciężko mi otworzyć oczy.
- Nina, kocham cię nad życie...
- Ja... Też... Cię... Kocham. -
Lekko podnoszę powieki i ściskam jego dłoń.
- Nina... Ninuś... - W oczach
Wojtka lśnią łzy.
- Proszę wyjść na korytarz. -
Lekarz wyprasza Włodarczyka. - Proszę teraz odpowiedzieć na kilka
pytań. Jak się pani nazywa?
Odpowiadam wysilając się przy
każdym słowie. Staram się spoglądać na doktora, jednak kątem
oka spostrzegam najbliższych stojących za szybą. Po kilkunastu
minutach medycy dają mi spokój. Wówczas do sali wpadają moi
rodzice.
- Córeczko, tak się cieszę. -
Mama zanosi się głośnym płaczem.
Tata ze wzruszenia nie potrafi z
siebie nic wykrztusić. Pielęgniarka przypomina, że powinni już
wyjść. Dla każdego przeznaczono maksymalnie pięciominutowe
odwiedziny. Wojtek przychodzi na końcu. Widocznie przez ostatni
tydzień już dogadał się z siostrą oddziałową, ponieważ on
jako jedyny zostaje dłużej.
Następnego dnia czuję się już
nieco lepiej. Choć nadal jestem osłabiona. Operacja zrobiła swoje,
a i moja wcześniejsza choroba wyniszczyła mój organizm. Wojtek
zdecydowaną większość czasu spędza przy mnie. Opowiada mi o
wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnich kilka dni. Przesyła
też pozdrowienia ze Spały od chłopaków. Karol z Andrzejem
obiecują, że przyjadą następnego dnia jak wysępią wolne od
trenera. I tak też się dzieje. Od progu witają mnie ich
uśmiechnięte twarze.
W szpitalu spędzam jeszcze
prawie dwa tygodnie. Lekarze cały czas przeprowadzają różne
badania. Jednak najbardziej szokuje ich zastraszające tempo
znikających komórek nowotworowych. Żaden z nich nie potrafi tego
logicznie wyjaśnić. Postrzegają to w kategorii cudu. I ja jestem
tego samego zdania. Jedynie cud mógł sprawić, że pół roku
później, moje wyniki są już bardzo dobre.
Czuję jakbym otrzymała nowe
życie. Przez cały czas Wojtek traktuje mnie jak lalkę z porcelany.
Wyręcza mnie w czym tylko może. Moja wdzięczność wobec losu jest
nie do opisania. Wszystko zaczyna się układać i moje życie
zaczyna przypominać życie każdego normalnego człowieka. Choroba
już mnie nie dotyczy. Nadal nie mogę w to uwierzyć.
Zmieniają się także losy
moich najbliższych. Daniel oświadczył się Agacie i za półtora
roku biorą ślub. Szymon również planuje swoją przyszłość z
Olgą. Wraz z Wojtkiem cieszymy się każdą chwilą w swoim
towarzystwie. Czas mija niezwykle szybko i nim się oglądamy, stoimy
w kościele słuchając przysięgi Agi i Daniela. Cieszymy się cudną
pogodą. Wymarzoną na ten szczególny dzień.
- Nie jesteś zmęczona, Słonko?
- Słyszę w okolicy północy od Wojtka.
- Nie. Jak na razie jest dobrze.
I proszę, nie pytaj o to co piętnaście minut. - Uśmiecham się do
niego.
- Ale wiesz, że teraz musisz
dbać nie tylko o siebie... - Zaczyna, jednak milknie widząc moje
spojrzenie. - Okej, okej. Nie bij tylko. - Śmieje się.
- Wojtuś... - Kręcę głową z
dezaprobatą.
- Kocham cię.
Pół roku później na świecie
witamy nasze dwie pociechy. Andrzej z Agatą zostają chrzestnymi
Krzysia, a Karol wraz z siostrą Wojtka, Kasią – Amelki.
Dwa lata później do naszych
pociech dołączają kuzyni. Agata z Danielem zostają szczęśliwymi
rodzicami Kingi, natomiast Szymon z Olgą – Piotrka.
Sielanka trwa cały czas. Moja
choroba nie powraca. Istotnie zdarzył się cud. Dzięki temu mam
najwspanialszą rodzinę pod słońcem i cieszę się każdą chwilą.
Krzyś poszedł w ślady taty i od najmłodszych lat z pasją trenuje
siatkówkę. Amelka również próbowała, jednak szybciej
przerzuciła się na projektowanie ubrań. Z kolei, młodszy od
bliźniąt o 10 lat, Kacper dopiero zastanawia się, co chciałby
robić w swoim życiu.
- Dziękuję, kochanie, za
wspaniałe życie. - Słyszę od Wojtka w pięćdziesiątą rocznicę
moich urodzin. - Jesteś najcudowniejszym darem, jaki mogłem
otrzymać.
Dzięki niewyjaśnionemu
zjawisku, który był cudem, mogę teraz śmiało stwierdzić, że
podróż do raju jest wyboista, ale ze szczęśliwym zakończeniem.
~*~
Zaskoczyłam co? Nie spodziewaliście się epilogu, prawda? Ale zła ja, miałam od początku taki zamysł. Opowiadanie miało zawrzeć się jedynie w 12 częściach wliczając w to prolog i epilog. Tak więc, to już jest koniec.
Chcę teraz Wam wszystkim podziękować za wszystkie komentarze, za miłe słowa. Na wasze prośby powstała też druga wersja epilogu - możecie sobie wybrać, która Wam bardziej odpowiada. Mój pomysł obejmował, tylko pierwszą część. Ale żeby Was nie zawieść, postanowiłam napisać alternatywę. Czyli to, co mogło się wydarzyć, ale w wersji szczęśliwej.
Liczę, że zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza i tym sposobem, będę mogła zobaczyć ile w rzeczywistości osób tu zaglądało.
Teraz już nie dodam "Do następnego". Nic więcej się tu nie pojawi. Gdzie indziej też nie. Kończę swoją przygodę z blogowaniem. Nie chcę mówić definitywnie, bo jakoś to słowo ma negatywny wydźwięk.
Dlatego, na pożegnanie mówię Wam cześć.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Wasza Paulina
Teraz już nie dodam "Do następnego". Nic więcej się tu nie pojawi. Gdzie indziej też nie. Kończę swoją przygodę z blogowaniem. Nie chcę mówić definitywnie, bo jakoś to słowo ma negatywny wydźwięk.
Dlatego, na pożegnanie mówię Wam cześć.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Wasza Paulina