niedziela, 18 stycznia 2015

Część IV - GRUDZIEŃ

- Myślisz, że mu się spodoba? - Agata podchodzi do mnie trzymając w ręku nową płytę rockowego zespołu.
- Wiesz coś o nich? - Biorę opakowanie do ręki.
- Słucham paru piosenek. Mnie przypadły do gustu. Mam nadzieję, że Danielowi też się spodoba.
Kolejną godzinę błądzimy po galerii handlowej w poszukiwaniu jakichś prezentów mikołajkowych. Jak na razie z marnym skutkiem. W końcu po długim chodzeniu po sklepach, obładowane torbami wracamy do domu. Nie mamy już siły na nic, więc jedynie jemy kolację i włączamy film.
Następnego dnia tuż przed 14 pakuję drobiazg do torebki i wychodzę z domu. Po kilkunastu minutach znajduję się już pod Energią. Cicho przemykam przez parking do budynku. Zajmuję swoje miejsce na trybunach i przyglądam się rozgrzewce. Tym razem sama, gdyż Agata z Danielem zaplanowali sobie cały dzień wspólnie, nie uwzględniając w nim meczu z Będzinem.
Uśmiecham się widząc wygłupy Wojtka, Karola i Andrzeja. Jak zwykle oczywiście dostają małpiego rozumu w momencie, gdy mają się skupić. Trener za wszelką cenę próbuje przywołać ich do porządku, jednak z marnym skutkiem. Swoją głupawką zarażają resztę drużyny. Ich dobre humory utrzymują się do końca spotkania. Nawet pomimo przegranej.
Czekam na Włodarczyka jak zwykle przed halą. Opieram się o ścianę w momencie, gdy drzwi z impetem się otwierają. Wojtek wybiega w niepozapinanej kurtce, z niezawiązanymi sznurowadłami i byle jak zarzuconą torbą na ramię. Widać, że się spieszył. Obserwuję go, jednak nie odzywam się. Robi jeszcze parę kroków przed siebie, a gdy się zatrzymuje opuszcza ramiona. Torbę, która zjeżdża mu z ramienia kładzie na ziemi. Jest wyraźnie zrezygnowany. Obraca się dookoła własnej osi. Gdy odwraca się twarzą w moją stronę widzę jego usta ułożone w podkówkę. Już ma zarzucać torbę na ramię, gdy wreszcie ujawniam swoją obecność. Wychodzę z cienia i wolno zmierzam w jego stronę. Automatycznie na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Zostawia swoje rzeczy i biegnie w moją stronę. Zanim reaguję, łapie mnie w talii i podnosi do góry jednocześnie łącząc nasze usta.
- Wariat jesteś. - Mówię, gdy kładzie mnie na ziemi.
- Oj tam. Oj tam. - Przygarnia mnie prawym ramieniem i razem zmierzamy do jego samochodu.
- Wiesz, że kibice cierpią na tym, gdy wybiegasz z hali jak oparzony? - Pytam.
- Nieprawda. - Spogląda z ukosa. - Chwilkę im poświęcam.
- Jakoś nie zauważyłam. - Droczę się z nim.
- Bo wychodzisz z hali chyba jako pierwsza, to się nie dziw. - Parkuje pod swoim blokiem. - Chodź szybko, bo rano był Mikołaj i coś dla ciebie zostawił.
Przewracam oczyma i wysiadam z auta. Pokonujemy schody i wchodzimy do mieszkania. Lubię te jego cztery kąty, chyba bardziej niż własne. Tu jest dużo przytulniej. Zdejmuję kurtkę, buty i idę do salonu. Wojtek jak zwykle traktuje mnie jak księżniczkę i nie pozwala zbliżyć się do kuchni. Chce pokazać się z jak najlepszej strony.
Czekając na jego powrót z drugiego pomieszczenia włączam cicho płytę, która jest w odtwarzaczu. Po chwili delikatna melodia zaczyna płynąć z głośników. Słysząc to, Wojciech wyłania się z kuchni z kubkami gorącej czekolady w rękach.
- Pewnie zmarzłaś czekając przed halą. - Mówi siadając obok i obejmując mnie. - Powinnaś nosić czapkę. I szalik. Obowiązkowo. O rękawiczkach już nie wspominam. - Całuje mnie w czubek głowy.
- Dobrze tato. - Śmieję się pod nosem.
- Dlaczego się ze mnie nabijasz? - Odkłada kubek na stolik.
- Ja? - Dziwię się.
- A kto? - Zaczyna mnie łaskotać.
- Wojtuś, proszę. - Tym razem mój śmiech jest głośny. - Przestań. - Usiłuję i jemu jakoś dokuczyć.
W końcu udaje mi się go przekonać. Obejmuję go i przytulam się. W tym momencie nie myślę o przyszłości. Nie chcę marnować tych ostatnich chwil szczęścia. Podziwiam jednak Wojtka za to, że... Że jest przy mnie mimo wszystko i wie jaki będzie finał.
- Gdzie idziesz? - Pyta, gdy podnoszę się z miejsca.
- Niedaleko. - Uśmiecham się.
Zgarniam z torebki pudełko i wracam do salonu.
- O ciebie Mikołaj też pytał. - Wręczam mu drobiazg.
- Zaczekaj moment. - W paru podskokach znajduje się w swojej sypialni i wraca z pudełeczkiem. - Miałem trochę kłopotu z wyborem, ale Aga mi coś podpowiedziała.
- I moja siostra nic mi nie wspomniała na ten temat? - Udaję oburzenie. - Tak, to do niej podobne. - Dodaję.
Oboje rozpakowujemy swoje podarunki. No tak, siostra mnie dobrze zna. Wojciech trafił dzięki niej na kosmetyki do pielęgnacji ciała w moim ulubionym zapachu – pomarańczy i wanilii.
- Uwielbiam! - Komentuję i całuję Wojtka w policzek. - Dziękuję.
- No, a teraz ja. - Zerwał wcześniej papier, a teraz dopiero otwiera pudełko. - Czy tobie się nudziło, że tak to zapakowałaś? - Spogląda na mnie widząc w nim mniejsze. Otwiera je i wyjmuje książkę. - Pamiętałaś? - Kolejna część jego ulubionej powieści. - Dziękuję. - Już ma odkładać karton na podłogę, gdy zauważa kolejne pudełko w środku. - Serio? - Wzdycha głęboko.
- To ma ćwiczyć twoją cierpliwość. - Mówię z uśmiechem.
- Pfff. - W końcu wyjmuje najmniejsze. - Co to? - Mruży oczy, a ja tylko wzruszam niewinnie ramionami. - Kochanie... - Tuli mnie, gdy wyjmuje z niego wisiorek w kształcie litery „N” na łańcuszku.
- Chciałabym, żebyś o mnie pamiętał. Także później. - To dodaję szeptem.
- Nie martw się. Ciebie nigdy nie zapomnę. - Odsuwa mnie tak, by spojrzeć prosto w moje oczy. - Nie zapomina się kogoś, kogo się kocha.
Czy ja się przesłyszałam? Czy Wojtek powiedział, że mnie kocha? A może to tylko moja wyobraźnia?
Czeka na moją reakcję. Delikatnie muskam jego usta. Ale jemu to nie wystarcza. Zaczyna całować mnie zachłannie. Do czasu... Do czasu, aż ktoś nie zadzwonił do drzwi.
- Uduszę każdego, kto śmiał nam przerwać. - Podnosi się wkurzony. - Kogo tam niesie? - Otwiera bez spoglądania przez wizjer.
- Siemanko! - Słyszę wesołe głosy dobiegające z przedpokoju.
- Ta rzeź będzie zbiorowa! - Wojtek przychodzi do salonu na czele grupy kilku skrzatów.
- Cześć, Nina. - Odzywają się po kolei.
Uśmiecham się i dopiero wówczas zauważam wśród nich dwójkę małych chłopców.
- Chłopaki, proszę się przedstawić cioci Ninie. - Komenderuje Winiarski.
Chłopcy posłusznie podchodzą i poznaję latorośle Wlazłego oraz Michała.
- Mamy nadzieję, że wam nie przeszkadzamy. - Odzywa się Mariusz.
- Nie, skądże. - Słyszę głos Wojtka przesycony ironią.
- To dobrze. - Cieszy się Andrzej.
- Tato... - Mały Winarski pojawia się z cwaniackim uśmiechem.
- Co jest?
- Bo wiesz... Wujek Wojtek ma naszą ulubioną bajkę... - Zaczyna.
- Wujek, włączysz im? - Michał zwraca się do Włodarczyka, na co on kiwa głową.
Gdy chłopcy oglądają bajkę, poświęcamy się rozmowie. Żony starszych graczy w ramach prezentu mikołajkowego pojechały do spa, a oni zostali z dziećmi. Andrzej jest tylko na doczepkę. Powoli atmosfera zaczyna się rozluźniać, a po godzinie jest już bardzo miło. Nawet po Wojtku nie widać już napięcia. Nie siedzimy bardzo długo, gdyż najmłodszym chce się spać. Panowie dziękują za miły wieczór i wychodzą.
- To na czym skończyliśmy? - Pyta Wojciech z błyskiem w oku.
Kolejne dni toczą się normalnym rytmem. Jak na razie panowie grają u siebie, więc spędzamy z Włodarczykiem każdą wolną chwilę.
- Słyszałaś? - Pyta kilka dni przed świętami.
- Co miałam słyszeć? - Dziwię się.
- Jedziesz ze mną w drugi dzień świąt do moich rodziców. - Informuje mnie.
- Ja cię informuję, że jedziesz, nie pytam czy chcesz. To już postanowione. Obiecałem rodzicom. - Mówi.
- Ej. Ale ja nie mogę do nich jechać. - Próbuję go przekonać.
- Mhm. - Kiwa głową z politowaniem. - Takie bajeczki to możesz dzieciom opowiadać, a nie mnie. W końcu pasowałoby, żeby rodzice poznali dziewczynę syna, co nie?
- Wojtuś... I co im powiesz? Cześć, to Nina. Ma nawrót nowotworu z przerzutami i zostało jej kilka miesięcy życia. - Lekko się denerwuję.
- Ninuś... Proszę cię. - Wojciech obejmuje mnie. - Przestań. Nie muszą na razie wiedzieć, jeżeli nie chcesz. Słońce, wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i tym bardziej chcę, żeby rodzice mieli okazję przekonać się dla kogo straciłem głowę.
Przytulam się do niego. Nie protestuję. Wiem, że z nim nie wygram.
- Dobra, ale za to w pierwszy dzień jesteś razem ze mną u moich rodziców.
Wigilia. Spędzamy ją wraz ze swoimi najbliższymi. Choć rodzice tego po sobie nie pokazują, widzę, że jest im ciężko. Starają się ze mną spędzić każdą możliwą minutę. Cały czas jestem pod opieką lekarzy, ale i tak nowotwór zaatakował zbyt wiele, by dało się go ponownie zniszczyć.
Pierwszy dzień świąt to wielkie wyzwanie zarówno dla naszych rodziców, jak i dwóch młodych panów, którzy mieli nas odwiedzić. Nerwy mojej mamy widać jak na dłoni. Pyta o każdą możliwą rzecz nawet dwa razy. Oczywiście tłumaczymy jej z Agatą, że królowej Angielskiej gościć nie będziemy, więc nie ma się czym przejmować.
Dzwonek do drzwi punktualnie o 14 sygnalizuje nam, że goście właśnie przybyli. Otwiera nasz tata. Po chwili siedzimy już wszyscy w salonie i zajadamy się wypiekami mamy. Atmosfera powoli się rozluźnia. Zadziwia mnie, że rodzice w mig łapią bardzo dobry kontakt zarówno z Danielem, jak i Wojciechem. Do tego stopnia dobry, że nie chcą ich nawet wieczorem wypuścić.
Następnego dnia zgodnie z umową jedziemy do rodziców Włodarczyka. W drodze opowiada mi o nich kolejne historie. Docieramy na miejsce po 13.
- Może jednak to nie był dobry pomysł? - Zastanawiam się na głos, kiedy już wysiedliśmy z samochodu.
- Jak ty lubisz narzekać. Skończ wreszcie. - Wojtek przewraca oczyma.
Idziemy do budynku. Dzwonimy, a po krótkiej chwili drzwi otwierają się.
- Cześć, mamo. - Odzywa się siatkarz.
- Dzień dobry. - Mówię nieśmiało.
- Wreszcie jesteście. - Uśmiecha się pani Włodarczyk. - Miło cię poznać, Nino. - Wyciąga do mnie rękę. - Wojtek wiele o tobie opowiadał.
- Nie wiele, on mówił o tobie cały czas. - Z salonu wychodzi jego tata. - I miał rację. - Dodaje, na co przyjmujący piorunuje go wzrokiem.
Potem zjeżdża się reszta rodziny. Wszyscy okazują się być niezwykle sympatyczni. W tym gronie spędzamy całe popołudnie, które mija w zastraszającym tempie. Wojtek widząc zmęczenie na mojej twarzy proponuje, żebyśmy wracali już do Bełchatowa. Żegnamy się i wyruszamy w drogę powrotną.
Ostatnie dni roku upływają pod znakiem rozjazdów. Ja kursuję między Łodzią, Warszawą i Bełchatowem, czyli ciągle poddają mnie innym zabiegom i wyczyniają jakieś cuda-wianki. Ma to niby coś pomóc, ale jak będzie to nie wiadomo... Wojciech za to gra na wyjeździe, dlatego też dopiero w Sylwestra znajdujemy dla siebie trochę czasu.
- Mała, masz 20 minut. - Wojtek wpada popołudniu do mojego mieszkania.
- Na co? - Stoję jak wryta, gdyż kompletnie nie wiem, o co chodzi. - Przecież mieliśmy się spotkać dopiero o 18. A jest 14...
- Zmiana planów. - Wyjaśnia. - Gdzie masz sukienkę? - Pyta, biegając po salonie.
- Dobra. Daj mi chwilę. Spakuję, co najpotrzebniejsze. Tylko powiedz mi, co kombinujesz?
- Niespodzianka. - Wraca do przedpokoju.
Zgarniam do torby parę rzeczy, które uważam za ważne. Wyłączam z kontaktu urządzenia RTV i ubieram zimowe buty.
- Powiem ci, że szybka jesteś. 12 minut ci wystarczyło. - Mówi.
- Możemy wychodzić. - Ignoruję jego uwagę i zakładam kurtkę.
Bierze do ręki moją torbę i po zejściu na dół wrzuca ją do swojego samochodu. Wsiadamy i odjeżdżamy sprzed bloku.
- Czy teraz możesz mi wyjaśnić, gdzie jedziemy? - Pytam, gdy mijamy przekreśloną tabliczkę z napisem Bełchatów.
- Przed siebie. - Spogląda na mnie.
- Dobrze, że powiedziałeś. Bo chyba bym nie zgadła. - Przewracam oczyma.
- Co to, foch z przytupem? - Wojciech usiłuje wbić mi palce między żebra.
- I melodyjką. - Odsuwam się. - Dlaczego się zatrzymujemy? - Dziwię się. - Przecież z tego, co widzę masz zatankowany prawie pełny bak?
- Zadajesz dziś stanowczo za dużo pytań. - Bębni palcami o kierownicę. - Chodź, to się dowiesz. - Mówi odpinając pas.
Wychodzimy z auta i przemierzamy przycepeenowski parking.
- Siemanko. - Wita nas uradowany Kłos. - Ninka, poznaj to moja dziewczyna Ola. - Przedstawia mi drobną brunetkę.
- Cześć. - Obie wyciągamy do siebie dłonie.
- Te, a srokę to gdzie macie? - Rozgląda się Wojtek.
- Lecę! - Jak na zawołanie z budynku wybiega Andrzej.
- Uważaj. Bo orła wywiniesz. - Śmieje się Karol.
- Ciesz się, że nie powiedział, że puścisz pawia. - Krzywi się Włodarczyk, ale milknie widząc mordercze spojrzenie Oli i moje.
- Jacy wy jesteście dziś zabawni. - Wronka otwiera czekoladę i częstuje nas.
- Dzięki. - Mówię. - A teraz może wreszcie dowiem się, gdzie jedziemy?
- A coś ty! - Reaguje pozostała czwórka równocześnie.
Odjeżdżamy auto za autem. Celowo tu się spotkaliśmy, żeby na miejscu (gdziekolwiek to jest!) być o tej samej porze. Oglądam krajobraz za oknem, ale nie długo. Oczy same mi się zamykają i już po chwili znajduję się w innym świecie.
Szybko jednak budzę się, a w zasadzie jestem budzona. Wojtek kreśli dłonią kółka na moim kolanie.
- Słońce, jesteśmy na miejscu. - Słyszę, gdy otwieram oczy.
- Czyli gdzie? - Odwracam wzrok w jego stronę w oczekiwaniu na odpowiedź.
Jednak zanim ją uzyskuję, z budynku przed którym się zatrzymaliśmy wybiega uśmiechnięty mężczyzna.
- O jaaa! Wreszcie! Myślałem, że się rozmyśliliście. - Wita się z każdym po kolei. - A tej pani nie znam. Znaczy się jeszcze. - Porusza znacząco brwiami podchodząc do mnie.
- I poznasz, co najwyżej z imienia. Ta pani jest ze mną. - Wojtek śmiejąc się obejmuje mnie. - Pawełku, to jest moja Nina.
- Miło mi cię poznać. - Podaję mu dłoń.
- Mi również. - Uśmiecha się. - To co? Projekt Sylwester w Kędzierzynie uważam za otwarty.


~*~ 

Małe przypomnienie świąt :)
Nie sądziłam, że ten rozdział pojawi się tak późno :/ jednak początek tego nowego roku jest bardzo intensywny i czasem chciałabym, aby doba miała co najmniej 30 godzin...
Ale jest... Napisany dość dawno, więc przepraszam za jakieś niedociągnięcia... 

#Edit: Zapomniałam podziękować za ponad 1000 wyświetleń :) Jesteście wielkie :) Dziękuję :)

4 komentarze:

  1. Świetny! :D
    Ten czas zdecydowanie za szybko leci i jak już go mało zostało dla Niny. Cieszę się, że mimo wszystko wykorzystuje te ostatnie miesiące najlepiej jak potrafi. Niech cieszy się każdym kolejnym dniem wraz z Wojtusiem. :D
    Wiedziałam, że rodzice serdecznie przyjmą Włodarczyka, jak i Ninę. Nie było innej opcji.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski :)
    Miałam 100% pewność, że rodzice Wojtka polubią Ninę, i na odwrót. ;)
    Dobrze, że Nina nie przejmuję się swoją chorobą aż tak bardzo, próbuje przeżyć życie jak najlepiej potrafi, a Wojtuś jej w tym pomaga :)
    Pozdrawiam i zapraszam :
    http://i-gdyby-to-bylo-takie-proste.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne, podoba mi sie, jak piszesz. :)
    Zapraszam do mnie. :) http://naszymi-oczyma.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ;*
    Byłam pewna, że obydwie rodziny zaakceptują drugą połówkę swojego dziecka.
    Widać, że Nina ma wsparcie u Wojtka...za każdym razem, gdy zaczyna temat choroby, On Ją wspiera i nie daje odczuć tego, że czas szybko leci.
    Hahah teksty chłopaków mnie po prostu rozwalają xD <3
    No Wojtek taki romantico ^^ sylwestra zaplanował jako niespodziankę super super ;D
    Czekam na kolejny ;* Kiedy będzie?
    Zapraszam do siebie na 45- http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń