- Myślisz, że mu się spodoba?
- Agata podchodzi do mnie trzymając w ręku nową płytę rockowego
zespołu.
- Wiesz coś o nich? - Biorę
opakowanie do ręki.
- Słucham paru piosenek. Mnie
przypadły do gustu. Mam nadzieję, że Danielowi też się spodoba.
Kolejną godzinę błądzimy po
galerii handlowej w poszukiwaniu jakichś prezentów mikołajkowych.
Jak na razie z marnym skutkiem. W końcu po długim chodzeniu po
sklepach, obładowane torbami wracamy do domu. Nie mamy już siły na
nic, więc jedynie jemy kolację i włączamy film.
Następnego dnia tuż przed 14
pakuję drobiazg do torebki i wychodzę z domu. Po kilkunastu
minutach znajduję się już pod Energią. Cicho przemykam przez
parking do budynku. Zajmuję swoje miejsce na trybunach i przyglądam
się rozgrzewce. Tym razem sama, gdyż Agata z Danielem zaplanowali
sobie cały dzień wspólnie, nie uwzględniając w nim meczu z
Będzinem.
Uśmiecham się widząc wygłupy
Wojtka, Karola i Andrzeja. Jak zwykle oczywiście dostają małpiego
rozumu w momencie, gdy mają się skupić. Trener za wszelką cenę
próbuje przywołać ich do porządku, jednak z marnym skutkiem.
Swoją głupawką zarażają resztę drużyny. Ich dobre humory
utrzymują się do końca spotkania. Nawet pomimo przegranej.
Czekam na Włodarczyka jak
zwykle przed halą. Opieram się o ścianę w momencie, gdy drzwi z
impetem się otwierają. Wojtek wybiega w niepozapinanej kurtce, z
niezawiązanymi sznurowadłami i byle jak zarzuconą torbą na ramię.
Widać, że się spieszył. Obserwuję go, jednak nie odzywam się.
Robi jeszcze parę kroków przed siebie, a gdy się zatrzymuje
opuszcza ramiona. Torbę, która zjeżdża mu z ramienia kładzie na
ziemi. Jest wyraźnie zrezygnowany. Obraca się dookoła własnej
osi. Gdy odwraca się twarzą w moją stronę widzę jego usta
ułożone w podkówkę. Już ma zarzucać torbę na ramię, gdy
wreszcie ujawniam swoją obecność. Wychodzę z cienia i wolno
zmierzam w jego stronę. Automatycznie na jego twarzy pojawia się
szeroki uśmiech. Zostawia swoje rzeczy i biegnie w moją stronę.
Zanim reaguję, łapie mnie w talii i podnosi do góry jednocześnie
łącząc nasze usta.
- Wariat jesteś. - Mówię, gdy
kładzie mnie na ziemi.
- Oj tam. Oj tam. - Przygarnia
mnie prawym ramieniem i razem zmierzamy do jego samochodu.
- Wiesz, że kibice cierpią na
tym, gdy wybiegasz z hali jak oparzony? - Pytam.
- Nieprawda. - Spogląda z ukosa.
- Chwilkę im poświęcam.
- Jakoś nie zauważyłam. -
Droczę się z nim.
- Bo wychodzisz z hali chyba jako
pierwsza, to się nie dziw. - Parkuje pod swoim blokiem. - Chodź
szybko, bo rano był Mikołaj i coś dla ciebie zostawił.
Przewracam oczyma i wysiadam z
auta. Pokonujemy schody i wchodzimy do mieszkania. Lubię te jego
cztery kąty, chyba bardziej niż własne. Tu jest dużo przytulniej.
Zdejmuję kurtkę, buty i idę do salonu. Wojtek jak zwykle traktuje
mnie jak księżniczkę i nie pozwala zbliżyć się do kuchni. Chce
pokazać się z jak najlepszej strony.
Czekając na jego powrót z
drugiego pomieszczenia włączam cicho płytę, która jest w
odtwarzaczu. Po chwili delikatna melodia zaczyna płynąć z
głośników. Słysząc to, Wojciech wyłania się z kuchni z kubkami
gorącej czekolady w rękach.
- Pewnie zmarzłaś czekając
przed halą. - Mówi siadając obok i obejmując mnie. - Powinnaś
nosić czapkę. I szalik. Obowiązkowo. O rękawiczkach już nie
wspominam. - Całuje mnie w czubek głowy.
- Dobrze tato. - Śmieję się
pod nosem.
- Dlaczego się ze mnie nabijasz?
- Odkłada kubek na stolik.
- Ja? - Dziwię się.
- A kto? - Zaczyna mnie łaskotać.
- Wojtuś, proszę. - Tym razem
mój śmiech jest głośny. - Przestań. - Usiłuję i jemu jakoś
dokuczyć.
W
końcu udaje mi się go przekonać. Obejmuję go i przytulam się. W
tym momencie nie myślę o przyszłości. Nie chcę marnować tych
ostatnich chwil szczęścia. Podziwiam jednak Wojtka za to, że... Że
jest przy mnie mimo wszystko i wie jaki będzie finał.
-
Gdzie idziesz? - Pyta, gdy podnoszę się z miejsca.
-
Niedaleko. - Uśmiecham się.
Zgarniam
z torebki pudełko i wracam do salonu.
-
O ciebie Mikołaj też pytał. - Wręczam mu drobiazg.
-
Zaczekaj moment. - W paru podskokach znajduje się w swojej sypialni
i wraca z pudełeczkiem. - Miałem trochę kłopotu z wyborem, ale
Aga mi coś podpowiedziała.
-
I moja siostra nic mi nie wspomniała na ten temat? - Udaję
oburzenie. - Tak, to do niej podobne. - Dodaję.
Oboje
rozpakowujemy swoje podarunki. No tak, siostra mnie dobrze zna.
Wojciech trafił dzięki niej na kosmetyki do pielęgnacji ciała w
moim ulubionym zapachu – pomarańczy i wanilii.
-
Uwielbiam! - Komentuję i całuję Wojtka w policzek. - Dziękuję.
-
No, a teraz ja. - Zerwał wcześniej papier, a teraz dopiero otwiera
pudełko. - Czy tobie się nudziło, że tak to zapakowałaś? -
Spogląda na mnie widząc w nim mniejsze. Otwiera je i wyjmuje
książkę. - Pamiętałaś? - Kolejna część jego ulubionej
powieści. - Dziękuję. - Już ma odkładać karton na podłogę,
gdy zauważa kolejne pudełko w środku. - Serio? - Wzdycha głęboko.
-
To ma ćwiczyć twoją cierpliwość. - Mówię z uśmiechem.
-
Pfff. - W końcu wyjmuje najmniejsze. - Co to? - Mruży oczy, a ja
tylko wzruszam niewinnie ramionami. - Kochanie... - Tuli mnie, gdy
wyjmuje z niego wisiorek w kształcie litery „N” na łańcuszku.
-
Chciałabym, żebyś o mnie pamiętał. Także później. - To dodaję
szeptem.
-
Nie martw się. Ciebie nigdy nie zapomnę. - Odsuwa mnie tak, by
spojrzeć prosto w moje oczy. - Nie zapomina się kogoś, kogo się
kocha.
Czy
ja się przesłyszałam? Czy Wojtek powiedział, że mnie kocha? A
może to tylko moja wyobraźnia?
Czeka
na moją reakcję. Delikatnie muskam jego usta. Ale jemu to nie
wystarcza. Zaczyna całować mnie zachłannie. Do czasu... Do czasu,
aż ktoś nie zadzwonił do drzwi.
-
Uduszę każdego, kto śmiał nam przerwać. - Podnosi się wkurzony.
- Kogo tam niesie? - Otwiera bez spoglądania przez wizjer.
-
Siemanko! - Słyszę wesołe głosy dobiegające z przedpokoju.
-
Ta rzeź będzie zbiorowa! - Wojtek przychodzi do salonu na czele
grupy kilku skrzatów.
-
Cześć, Nina. - Odzywają się po kolei.
Uśmiecham
się i dopiero wówczas zauważam wśród nich dwójkę małych
chłopców.
-
Chłopaki, proszę się przedstawić cioci Ninie. - Komenderuje
Winiarski.
Chłopcy
posłusznie podchodzą i poznaję latorośle Wlazłego oraz Michała.
-
Mamy nadzieję, że wam nie przeszkadzamy. - Odzywa się Mariusz.
-
Nie, skądże. - Słyszę głos Wojtka przesycony ironią.
-
To dobrze. - Cieszy się Andrzej.
-
Tato... - Mały Winarski pojawia się z cwaniackim uśmiechem.
-
Co jest?
-
Bo wiesz... Wujek Wojtek ma naszą ulubioną bajkę... - Zaczyna.
-
Wujek, włączysz im? - Michał zwraca się do Włodarczyka, na co on
kiwa głową.
Gdy
chłopcy oglądają bajkę, poświęcamy się rozmowie. Żony
starszych graczy w ramach prezentu mikołajkowego pojechały do spa,
a oni zostali z dziećmi. Andrzej jest tylko na doczepkę. Powoli
atmosfera zaczyna się rozluźniać, a po godzinie jest już bardzo
miło. Nawet po Wojtku nie widać już napięcia. Nie siedzimy bardzo
długo, gdyż najmłodszym chce się spać. Panowie dziękują za
miły wieczór i wychodzą.
-
To na czym skończyliśmy? - Pyta Wojciech z błyskiem w oku.
Kolejne
dni toczą się normalnym rytmem. Jak na razie panowie grają u
siebie, więc spędzamy z Włodarczykiem każdą wolną chwilę.
-
Słyszałaś? - Pyta kilka dni przed świętami.
-
Co miałam słyszeć? - Dziwię się.
-
Jedziesz ze mną w drugi dzień świąt do moich rodziców. -
Informuje mnie.
-
Ja cię informuję, że jedziesz, nie pytam czy chcesz. To już
postanowione. Obiecałem rodzicom. - Mówi.
-
Ej. Ale ja nie mogę do nich jechać. - Próbuję go przekonać.
-
Mhm. - Kiwa głową z politowaniem. - Takie bajeczki to możesz
dzieciom opowiadać, a nie mnie. W końcu pasowałoby, żeby rodzice
poznali dziewczynę syna, co nie?
-
Wojtuś... I co im powiesz? Cześć, to Nina. Ma nawrót nowotworu z
przerzutami i zostało jej kilka miesięcy życia. - Lekko się
denerwuję.
-
Ninuś... Proszę cię. - Wojciech obejmuje mnie. - Przestań. Nie
muszą na razie wiedzieć, jeżeli nie chcesz. Słońce, wiesz, że
jesteś dla mnie najważniejsza i tym bardziej chcę, żeby rodzice
mieli okazję przekonać się dla kogo straciłem głowę.
Przytulam
się do niego. Nie protestuję. Wiem, że z nim nie wygram.
-
Dobra, ale za to w pierwszy dzień jesteś razem ze mną u moich
rodziców.
Wigilia.
Spędzamy ją wraz ze swoimi najbliższymi. Choć rodzice tego po
sobie nie pokazują, widzę, że jest im ciężko. Starają się ze
mną spędzić każdą możliwą minutę. Cały czas jestem pod
opieką lekarzy, ale i tak nowotwór zaatakował zbyt wiele, by dało
się go ponownie zniszczyć.
Pierwszy
dzień świąt to wielkie wyzwanie zarówno dla naszych rodziców,
jak i dwóch młodych panów, którzy mieli nas odwiedzić. Nerwy
mojej mamy widać jak na dłoni. Pyta o każdą możliwą rzecz nawet
dwa razy. Oczywiście tłumaczymy jej z Agatą, że królowej
Angielskiej gościć nie będziemy, więc nie ma się czym
przejmować.
Dzwonek
do drzwi punktualnie o 14 sygnalizuje nam, że goście właśnie
przybyli. Otwiera nasz tata. Po chwili siedzimy już wszyscy w
salonie i zajadamy się wypiekami mamy. Atmosfera powoli się
rozluźnia. Zadziwia mnie, że rodzice w mig łapią bardzo dobry
kontakt zarówno z Danielem, jak i Wojciechem. Do tego stopnia dobry,
że nie chcą ich nawet wieczorem wypuścić.
Następnego
dnia zgodnie z umową jedziemy do rodziców Włodarczyka. W drodze
opowiada mi o nich kolejne historie. Docieramy na miejsce po 13.
-
Może jednak to nie był dobry pomysł? - Zastanawiam się na głos,
kiedy już wysiedliśmy z samochodu.
-
Jak ty lubisz narzekać. Skończ wreszcie. - Wojtek przewraca oczyma.
Idziemy
do budynku. Dzwonimy, a po krótkiej chwili drzwi otwierają się.
-
Cześć, mamo. - Odzywa się siatkarz.
-
Dzień dobry. - Mówię nieśmiało.
-
Wreszcie jesteście. - Uśmiecha się pani Włodarczyk. - Miło cię
poznać, Nino. - Wyciąga do mnie rękę. - Wojtek wiele o tobie
opowiadał.
-
Nie wiele, on mówił o tobie cały czas. - Z salonu wychodzi jego
tata. - I miał rację. - Dodaje, na co przyjmujący piorunuje go
wzrokiem.
Potem
zjeżdża się reszta rodziny. Wszyscy okazują się być niezwykle
sympatyczni. W tym gronie spędzamy całe popołudnie, które mija w
zastraszającym tempie. Wojtek widząc zmęczenie na mojej twarzy
proponuje, żebyśmy wracali już do Bełchatowa. Żegnamy się i
wyruszamy w drogę powrotną.
Ostatnie
dni roku upływają pod znakiem rozjazdów. Ja kursuję między
Łodzią, Warszawą i Bełchatowem, czyli ciągle poddają mnie innym
zabiegom i wyczyniają jakieś cuda-wianki. Ma to niby coś pomóc,
ale jak będzie to nie wiadomo... Wojciech za to gra na wyjeździe,
dlatego też dopiero w Sylwestra znajdujemy dla siebie trochę czasu.
-
Mała, masz 20 minut. - Wojtek wpada popołudniu do mojego
mieszkania.
-
Na co? - Stoję jak wryta, gdyż kompletnie nie wiem, o co chodzi. -
Przecież mieliśmy się spotkać dopiero o 18. A jest 14...
-
Zmiana planów. - Wyjaśnia. - Gdzie masz sukienkę? - Pyta, biegając
po salonie.
-
Dobra. Daj mi chwilę. Spakuję, co najpotrzebniejsze. Tylko powiedz
mi, co kombinujesz?
-
Niespodzianka. - Wraca do przedpokoju.
Zgarniam
do torby parę rzeczy, które uważam za ważne. Wyłączam z
kontaktu urządzenia RTV i ubieram zimowe buty.
-
Powiem ci, że szybka jesteś. 12 minut ci wystarczyło. - Mówi.
-
Możemy wychodzić. - Ignoruję jego uwagę i zakładam kurtkę.
Bierze
do ręki moją torbę i po zejściu na dół wrzuca ją do swojego
samochodu. Wsiadamy i odjeżdżamy sprzed bloku.
-
Czy teraz możesz mi wyjaśnić, gdzie jedziemy? - Pytam, gdy mijamy
przekreśloną tabliczkę z napisem Bełchatów.
-
Przed siebie. - Spogląda na mnie.
-
Dobrze, że powiedziałeś. Bo chyba bym nie zgadła. - Przewracam
oczyma.
-
Co to, foch z przytupem? - Wojciech usiłuje wbić mi palce między
żebra.
-
I melodyjką. - Odsuwam się. - Dlaczego się zatrzymujemy? - Dziwię
się. - Przecież z tego, co widzę masz zatankowany prawie pełny
bak?
-
Zadajesz dziś stanowczo za dużo pytań. - Bębni palcami o
kierownicę. - Chodź, to się dowiesz. - Mówi odpinając pas.
Wychodzimy
z auta i przemierzamy przycepeenowski parking.
-
Siemanko. - Wita nas uradowany Kłos. - Ninka, poznaj to moja
dziewczyna Ola. - Przedstawia mi drobną brunetkę.
-
Cześć. - Obie wyciągamy do siebie dłonie.
-
Te, a srokę to gdzie macie? - Rozgląda się Wojtek.
-
Lecę! - Jak na zawołanie z budynku wybiega Andrzej.
-
Uważaj. Bo orła wywiniesz. - Śmieje się Karol.
-
Ciesz się, że nie powiedział, że puścisz pawia. - Krzywi się
Włodarczyk, ale milknie widząc mordercze spojrzenie Oli i moje.
-
Jacy wy jesteście dziś zabawni. - Wronka otwiera czekoladę i
częstuje nas.
-
Dzięki. - Mówię. - A teraz może wreszcie dowiem się, gdzie
jedziemy?
-
A coś ty! - Reaguje pozostała czwórka równocześnie.
Odjeżdżamy
auto za autem. Celowo tu się spotkaliśmy, żeby na miejscu
(gdziekolwiek to jest!) być o tej samej porze. Oglądam krajobraz za
oknem, ale nie długo. Oczy same mi się zamykają i już po chwili
znajduję się w innym świecie.
Szybko
jednak budzę się, a w zasadzie jestem budzona. Wojtek kreśli
dłonią kółka na moim kolanie.
-
Słońce, jesteśmy na miejscu. - Słyszę, gdy otwieram oczy.
-
Czyli gdzie? - Odwracam wzrok w jego stronę w oczekiwaniu na
odpowiedź.
Jednak
zanim ją uzyskuję, z budynku przed którym się zatrzymaliśmy
wybiega uśmiechnięty mężczyzna.
-
O jaaa! Wreszcie! Myślałem, że się rozmyśliliście. - Wita się
z każdym po kolei. - A tej pani nie znam. Znaczy się jeszcze. -
Porusza znacząco brwiami podchodząc do mnie.
-
I poznasz, co najwyżej z imienia. Ta pani jest ze mną. - Wojtek
śmiejąc się obejmuje mnie. - Pawełku, to jest moja Nina.
-
Miło mi cię poznać. - Podaję mu dłoń.
-
Mi również. - Uśmiecha się. - To co? Projekt Sylwester w
Kędzierzynie uważam za otwarty.
~*~
Małe przypomnienie świąt :)
Nie sądziłam, że ten rozdział pojawi się tak późno :/ jednak początek tego nowego roku jest bardzo intensywny i czasem chciałabym, aby doba miała co najmniej 30 godzin...
Ale jest... Napisany dość dawno, więc przepraszam za jakieś niedociągnięcia...
#Edit: Zapomniałam podziękować za ponad 1000 wyświetleń :) Jesteście wielkie :) Dziękuję :)
#Edit: Zapomniałam podziękować za ponad 1000 wyświetleń :) Jesteście wielkie :) Dziękuję :)
Świetny! :D
OdpowiedzUsuńTen czas zdecydowanie za szybko leci i jak już go mało zostało dla Niny. Cieszę się, że mimo wszystko wykorzystuje te ostatnie miesiące najlepiej jak potrafi. Niech cieszy się każdym kolejnym dniem wraz z Wojtusiem. :D
Wiedziałam, że rodzice serdecznie przyjmą Włodarczyka, jak i Ninę. Nie było innej opcji.
Pozdrawiam! ;*
Boski :)
OdpowiedzUsuńMiałam 100% pewność, że rodzice Wojtka polubią Ninę, i na odwrót. ;)
Dobrze, że Nina nie przejmuję się swoją chorobą aż tak bardzo, próbuje przeżyć życie jak najlepiej potrafi, a Wojtuś jej w tym pomaga :)
Pozdrawiam i zapraszam :
http://i-gdyby-to-bylo-takie-proste.blogspot.com/
Fajne, podoba mi sie, jak piszesz. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. :) http://naszymi-oczyma.blogspot.com
Genialny ;*
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że obydwie rodziny zaakceptują drugą połówkę swojego dziecka.
Widać, że Nina ma wsparcie u Wojtka...za każdym razem, gdy zaczyna temat choroby, On Ją wspiera i nie daje odczuć tego, że czas szybko leci.
Hahah teksty chłopaków mnie po prostu rozwalają xD <3
No Wojtek taki romantico ^^ sylwestra zaplanował jako niespodziankę super super ;D
Czekam na kolejny ;* Kiedy będzie?
Zapraszam do siebie na 45- http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/